Zakończył się rok
szkolny, lecz szóstoklasiści nie opuszczą na stałe murów szkoły podstawowej.
Niestety, wrócą do nich we wrześniu. Piszę niestety
nie dlatego, że ubolewam nad powrotem dzieci do szkoły podstawowej, lecz nad niefortunnym
terminem. Ale zacznę od początku, a na początku był chaos.
Ów chaos wprowadził
profesor Handke, autor reformy z lat 90., która stworzyła gimnazja, likwidując
ośmioklasowe szkoły podstawowe. Dziś nikt nie pamięta społecznego oburzenia,
które tej rewolucji towarzyszyło. Podstawowym argumentem na nie była troska o
dzieci, które w trakcie rozpoczęcia burzy hormonalnej musiały odnaleźć się w
nowym środowisku. Zarówno rówieśników, jak i nauczycieli. Dzisiejsze akty
przemocy wśród nastolatków z grupy wiekowej 13-16 lat są powszechne i w mojej
ocenie są w jakimś stopniu skutkiem tamtych przemian. Po prostu uczniów, którzy
są „rozpoznani” przez grono pedagogiczne od pierwszej klasy, łatwiej oswoić i
zapanować nad ich ewentualnymi wybrykami.
Były też mankamenty
społeczne i finansowe tego pomysłu. Na przykład nauczyciele wykładający fizykę
w klasach 5-8, od tamtej pory musieli wybrać między szkołą podstawową a
gimnazjum. Ci lepsi obawiali się, że ze szkoły podstawowej o dobrej renomie
trafią do słabego rejonowego gimnazjum. Dochodziły do tego również niebagatelne
koszty. Utrzymanie nowych budynków, przybyła też spora ilość nowych dyrektorów
szkół i pracowników administracji, którym trzeba było zapłacić.
Powrót do starego polskiego
modelu edukacyjnego nie byłby niczym złym, gdyby nie maskował ogromnej słabości
programowej. Obecne pomysły na uczenie dzieci w szkołach podstawowych nie są
nastawione na stymulowanie kreatywnego myślenia, na wpajanie wiedzy zgodnej z
najnowszymi osiągnięciami nauki, na budowaniu otwartych zachowań społecznych,
lecz bardziej na pobudzaniu narodowych kompleksów czy indoktrynacji
światopoglądowej związanej z lekcjami religii.
Dzieci swojej wyobraźni
nie pobudzą Harrym Potterem, lecz Naszą szkapą, nie dowiedzą się, jakie
konkretne zamki zostały wymurowane za czasów piastowskiego Kazimierza Wielkiego
i jak ten okres pokoju przyczynił się do pomyślności kraju za Jagiellonów, lecz
będą liczyć poległych żołnierzy wyklętych, nie rozróżniając, którzy byli
bohaterami, a którzy zwykłymi rzezimieszkami, natomiast na matematyce
zrozumieją, że tuzin to nic innego jak dwunastu apostołów. Sprawa podstawy
programowej w obecnej sytuacji schodzi na drugi plan i to właśnie jest
najbardziej niepokojące. A przecież o sukcesie każdego narodu decyduje
światłość jego obywateli, ich wiedza i zdolność kojarzenia faktów. Te umiejętności
kształci się właśnie w początkowej fazie edukacji.
W pierwszym akapicie
wspomniałem też o niefortunnym okresie wakacji. Chciałbym, by najdłuższe dni w
roku dzieci spędzały już poza szkołą. Zakończenie roku szkolnego w pierwszej
połowie czerwca i rozpoczęcie nowego roku około 20 sierpnia, jednak w tej
kwestii żywię najmniejsze nadzieje na zmianę, bo znam siłę przyzwyczajenia i
brak zdolności wyobrażenia sobie, że 1 września nie jest pierwszym dniem nowego
roku szkolnego.
Ale jak wspomniałem:
jaka Nasza szkapa taka wyobraźnia. |