W
popularnej filmowej komedii pt. Konopielka
jedna z bohaterek, młoda, nastawiona idealistycznie kobieta, przybywa w asyście
gminnych oficjeli do wsi odciętej dotąd od świata bagnami. Ma za zadanie
utworzyć w Taplarach szkołę, będąc jednym z wielu trybików odpowiedzialnych za
zlikwidowanie po II wojnie światowej powszechnego analfabetyzmu. Miejscowi
witają ją niechętnie, nazywając panią uczycielką.
Szczęśliwie
w języku polskim nie ma już wyrazu uczyciel,
jest za to nauczyciel, czyli
dydaktyk, którego w nowej sytuacji nomenklaturowej można rozliczać za efekty
pracy. Nie ma tylko uczyć, lecz jego naczelnym zadaniem jest nauczyć!
Zwykle
do szkół trafiają dobrze wyszkoleni specjaliści, którzy robią wszystko, co w
ich mocy, by wpoić naszym pociechom wiedzę, ale nie zawsze mają ku temu
stworzonych optymalnych warunków. To może usprawiedliwiać ich z niezbyt
satysfakcjonujących wyników nauczania. A przecież chcemy, by dzieci posiadły
wiedzę większą od naszej.
Wiele
rzetelnych badań naukowych wykazało, że najbardziej efektywne wpajanie wiedzy dzieciom
zaczyna się dopiero po godzinie 830. Aktywność mózgowa
uczniów uwalnia się zatem nie na pierwszej lekcji, tej od ósmej rano, lecz
dopiero na drugiej. I też nie trwa wiecznie. Przerwy między lekcjami
niekoniecznie muszą prowadzić do regeneracji układów nerwowych dzieci, bo
związane są ze stresem związanym z częstym przedłużaniem lekcji przez
nauczycieli, na przykład z zadawaniem pisemnych zadań domowych, ze zmianą sali
z geograficznej na fizyczną, ze stresem przed klasówką. A potem przychodzi
autentyczne zmęczenie związane z długością zajęć codziennych, nierzadko od
godziny ósmej do piętnastej (a w domu należy odrobić zadania domowe).
Kwestia
8-letniej szkoły podstawowej czy gimnazjów staje się w takim ujęciu zupełnie
niepotrzebnym sporem. Istota problemu tkwi zupełnie gdzie indziej.
Należy
pomyśleć nad nową organizacją zajęć lekcyjnych, która byłaby dostosowana do
potencjału młodych geniuszy. Wśród naszych dzieci jest ich naprawdę sporo. Stwarzając
warunki, w których nie będą czuć się swobodnie, nie osiągniemy efektów, na
jakich nam zależy. Podobnie jest z trwaniem roku szkolnego. Dlaczego on musi
się kończyć pod koniec czerwca? Dzień Dziecka, czyli 1 czerwca trwa przecież
dłużej niż 31 sierpnia. Dajmy dzieciom w wakacje jak najwięcej jasnych godzin.
Na
koniec muszę przypomnieć o Finlandii, która do zajęć szkolnych wprowadziła
obowiązkową naukę gry w szachy. Tamtejsi uczniowie uczą się myślenia strategicznego,
gry kombinacyjnej, rozwiązywania
łamigłówek, słowem radzenia sobie z problemami. Natomiast w Polsce uczniowska kombinatoryka
związana jest bardziej z unikaniem i usprawiedliwianiem nieobecności na
zajęciach z WF lub religii.
Szkolne
Taplary nadal będą kojarzyły się w Polsce z edukacyjnym bagnem, gdyż związane
są z ideologią partyjną. Ona z kolei oderwana jest od dobra dziecka. PiS i PO
zatracają się w szaleńczych oszczerstwach, natomiast ugrupowania lewicowe cały
czas postrzegają uczniów poprzez ich podmiotowość. Mam nadzieję, że ludziom
zależy na dzieciach. Zależy na przyszłości. Zależy na wiedzy.
Przynajmniej
my z Unii Pracy wierzymy, że ludzie wreszcie odetną się od przesądów i
zabobonów. |