Za
kilka dni będziemy obchodzili setną rocznicę odzyskania niepodległości, ale 11
listopada jest jedynie datą umowną. Jaką bowiem byłaby Rzeczpospolita bez
Wielkopolski i Śląska? A to przecież tylko dwa sztandarowe przykłady, jest ich
dużo więcej. Ja chcę dziś wspomnieć o zapomnianym Ignacym Daszyńskim, pierwszym
premierze 1918 roku.
Jego
historia nadaje się na scenariusz filmu z zaskakującymi punktami zwrotnymi.
Urodził się trzy lata po powstaniu styczniowym. Jego ojciec Ferdynand pracował wtedy
w starostwie. Jak wielu innych urzędników, zmuszony przez zaborcę, szukał w okolicznych
domach broni i powstańców. Mama Ignacego, Kamila z domu Mierzeńska, instruowana
przez męża, odwiedzała sąsiadów, uprzedzając ich o przeszukaniach. W ten sposób
Ferdynand był nieskuteczny, Kamila ubóstwiana, a osesek Ignacy łykał haustami pierwsze
łyki patriotyzmu.
Potem
trafiał do gimnazjów, z których kolejno go wyrzucano. Za deklamowanie wierszy patriotycznych
napisanych przez brata, za wygłaszanie płomiennych przemówień na długiej
przerwie, za… W każdym razie uczył się w szkołach w Stanisławowie, Lwowie (w
Drohobyczu i Przemyślu go nie przyjęto), Krakowie. Maturę zdał eksternistycznie.
W końcu zaczął studiować filozofię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pobierając
nauki w tak różnych miejscach samoistnie nauczył się języka ukraińskiego, jidysz,
a nawet niemieckiego. Ciernista droga sprawiła, że stykał się nie tylko z
ludźmi ze średnio zamożnej szlachty, z której sam pochodził, ale poznał też los
robotników. To sprawiło, że został socjalistą z krwi i kości.
Ignacy
Daszyński omal nie wyemigrował z kraju. Chciał wyjechać do Argentyny, zniechęcony
szykanami zaborcy austriackiego i rosyjskiego (przez pół roku odbywał karę
więzienia w Pułtusku), pożegnał się już z umierającym na gruźlicę bratem w
Davos, wyruszył do Paryża, by kupić bilety na rejs do Ameryki Południowej, ale
namówiony przez przyjaciół do nieopuszczania Europy przebywał chwilę w Zurychu,
poznając Juliana Marchlewskiego, Różę Luksemburg czy Gabriela Narutowicza, by w
końcu z utrwalonymi ideałami wrócić do kraju. Został socjalistą pełną gębą, założycielem
partii, posłem na sejm austriacki, gdzie dzięki niebywałym zdolnościom oratorskim
doprowadził do dymisji premiera Badeniego.
Ignacy Daszyński i Józef Piłsudski
Daszyński był nietuzinkowy, zwracał na siebie
uwagę podobnych sobie ludzi. Piłsudski z niewieloma politykami był na „ty”, z
Ignacym niemal od początku ich znajomości. Daszyński z Wincentym Witosem założył
w nocy z 6 na 7 listopada 1918 roku Tymczasowy Rząd Republiki Polskiej. Jako
pierwszy w historii Polski usiłował wprowadzić 8-godzinny dzień pracy, wolność
sumienia, druku, swobodę zgromadzeń, prawo do strajków. Ten program był jak na
tamten czas wyjątkowo nowoczesny, ba, nawet rewolucyjny. Dynamiczny bieg
zdarzeń spowodował, że po tygodniu Daszyński podporządkował rząd koledze Józefowi.
Piłsudski powierzył Daszyńskiemu misję ponownego sformowania rządu, z
uwzględnieniem pozostałych sił politycznych, ten jednak po trzech dniach
zrezygnował, gdyż rodząca się polska prawica nie była zdolna przełknąć tak
postępowych idei.
Zachęcam
wszystkich do bliższego zapoznania się z nietuzinkową postacią Ignacego
Daszyńskiego. Był to człowiek ugodowy, koncyliacyjny, który po zamachu majowym
skłócił się z Piłsudskim. Był z gruntu szlachetny. Naprawdę warto wspominać takich
ludzi. Szczególnie w setną rocznicę odzyskania niepodległości. |